polski      /     english

 

 

 

 

wprowadzenie                     osoby                     podziękowania




Urodziłem się dawno. Wojna trwała druga i do tego światowa, co wcale jednak światowca ze mnie nie zrobiło. Wychowałem się właściwie na ulicy, albowiem wyrzucony zostałem po dwu dniach z przedszkola Caritasu za kompletny brak zainteresowania modlitwą i zabawami typu kółko graniaste. Ze szkoły podstawowej nie wyrzucono mnie z powodu małpiej łatwości rysowania kolorowych szlaczków w wypracowaniach z dowolnych przedmiotów, a w nich – towarzysza Stalina, Lenina i Marksa oraz Engelsa, a nawet całej czwórki razem. Potem udało mi się zdać maturę i zamiast na ASP zostałem przez rodziców wysłany na architekturę, albowiem inżynierem miałem zostać, a nie jakimś tam malarzem. Zacząłem więc studiować, tyle że architekturę cudnych studentek. Poszerzyłem te studia z czasem o studentki ASP, PWSM, PWST, w porywach UJ i AM. Studia trwały i trwały, lat bodaj siedem. Wystaw w tym czasie (i potem również) robiłem sporo. Obsyłałem przeróżne konkursy u nas, w Czechosłowacji ówczesnej, a nawet w Moskwie, Rydze i Dreźnie. Z torbą pełną medali i wiedzą pozyskaną od mojego mistrza, Wacława Nowaka, zastukałem w roku 1968 do bram Związku Polskich Artystów Fotografików i w czerwcu wręczono mi leg. nr 361. Porzuciłem Politechnikę i zacząłem pracę zwykłego fotografa w biurze projektów, zajmującym się remontami krakowskich zabytków. Potem były Pracownie Konserwacji Zabytków, Państwowe Zbiory Zabytków na Wawelu, wreszcie Muzeum Narodowe w Krakowie. We wszystkich tych instytucjach fotografowałem piękne wytwory ludzkiego talentu. Teraz fotografuję wyłącznie piękno powstałe z miłości dwojga ludzi, najchętniej płci całkowicie odmiennej niż moja. Raczej pełnoletnie… No i czasami piszę bajki, niekoniecznie dla moich wnuków.

Tadeusz Płaszewski

Więcej na www.plaszewski.art.pl

W galerii Grodzka (przy ul. Grodzkiej, oczywiście), wciąż jeszcze najmłodszej w Krakowie, otwarto wystawę fotografii Tadeusza Płaszewskiego.

Tytuł wystawy, „Przychodzimy, odchodzimy...” wers z wiersza Janusza Jęczmyka, od lat przypominanego w jednym z paru hymnów Piwnicy Pod Baranami – wprowadza wprost w klimat, temat i charakter fotografii, jakie wybrał autor na tę prezentację. Tadeusz Płaszewski fotografuje od ponad czterdziestu lat, czyni to z wyjątkowym upodobaniem i pasją, która towarzyszyć mu będzie najpewniej przez następne czterdziestolecie albo i dłużej. Tematem najbardziej w tym dorobku osobistym są ludzie: portrety – liryczne, wielkiej urody, równie piękne, subtelne kobiece akty i półakty, niekiedy wizerunki zmultiplikowane w pysznych kompozycjach. Oczywiste więc, że wystawa prezentuje wybór z tej właśnie części dorobku.

To arcykrakowska prezentacja: idąc przez galerię, przechadzamy się wśród znajomych ze starego szlaku Krzysztofory – Piwnica – Jaszczury. Znajomych, którym w międzyczasie przybyło lat (przynajmniej części z nich) i takich, którzy odeszli już tam, na druga stronę.

Urody tych czarno – białych fotografii nie da się przeoczyć: tych wszystkich miękkości i kontrastów, wspaniałego operowania światłem. To kolejny (choć bynajmniej nie ostatni) powód, dla którego warto obejrzeć te wystawę.

Jolanta Antecka „Dziennik Polski”, styczeń 2007

fot. archiwum rodzinne


 
Copyright by Konrad Glos, Rafal Zub 2010