polski      /     english

 

 

 

 

wprowadzenie                     osoby                     podziękowania




Dzieciństwo i wczesną młodość spędzałem pomiędzy trzema miejscami: wielkomiejskim Wrocławiem, gdzie się urodziłem w 1952 roku, prowincjonalnym Sędziszowem Małopolskim i Brukselą, w której dzięki zaproszeniom przyjaciół mogłem spędzać każde wakacje, ucząc się zupełnie innej wtedy rzeczywistości.

Mam wrażenie, że doświadczenie zawodu architekta, określa sposób w jakim przedstawiam swój biogram: przebieg studiów, które odbywałem w Krakowie, widzę w sposób przestrzenny, jako drogę pomiędzy nieukończonym przeze mnie Wydziałem Matematyczno-Fizycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim, Wydziałem Architektury Politechniki Krakowskiej i Wydziałem Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych.

Podobnie, w sposób przestrzenny, widzę przebieg mojej pracy zawodowej, jako aktywność pomiędzy trzema obszarami. Pierwszy z nich, to praca dydaktyczna w Pracowni Rzeźby na krakowskim Wydziale Architektury. Drugi to praktyka opracowywania strategii dla różnego rodzaju przestrzeni publicznych. Początkowo zajmowałem się głównie scenografią teatralną i projektami wnętrz w obiektach sakralnych. Zachęcony sukcesem projektu niefiguratywnego pomnika Żołnierza Polskiego na prestiżowym konkursie w Paryżu, wokresie posierpniowym brałem udział, w licznie wtedy ogłaszanych, konkursach na projekty pomników. Dzięki solidarnej współpracy z rzeźbiarzem i przyjacielem Janem Siekiem mogłem zajmować się pomijaną zazwyczaj przez sądy konkursowe nie-figuratywnością w rzeźbie pomnikowej. Jednym z rezultatów tej współpracy jest Pomnik Więźniów Obozów Koncentracyjnych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Obecnie strategiami dla przestrzeni publicznej zajmuję się razem z zespołem Pracowni Rzeźby, w ramach stworzonego i realizowanego tu programu – „Przestrzeń publiczna jako medium komunikacji”. Od roku 1990 zająłem się projektowaniem zabawek drewnianych.

Ten trzeci obszar działania stał się najpoważniejszym życiowym przedsięwzięciem, ponieważ w odróżnieniu od pracy dydaktycznej i projektowej wymagał stworzenia całej, nie istniejącej, struktury umożliwiającej działanie. Należało zbudować i wyposażyć zakład produkcyjny, zatrudnić i przeszkolić pracowników, zapewnić dostawy materiałów, poznać normy i zasady funkcjonowania przedsiębiorstwa, wypracować własne technologie oraz stworzyć system promocji i sprzedaży, pozwalający na finansowanie całości. Była to najpoważniejsza w życiu konfrontacja z rzeczywistością. Najtrudniejsze, właściwie nie do pokonania, okazały się nie tyle sprawy ekonomiczne i formalne, ale nieprzeniknione relacje społeczne i brak odniesienia do stałych i czytelnych znaczeń. Samo pojęcie zabawki drewnianej miało wtedy konotacje folklorystyczno-etnograficzne w stylu Warsztatów Krakowskich i Cepelii, lub ekologiczno-designerskie i odnosiło się bardziej do przedmiotu dekoracyjnego o nazwie zabawka, niż do zabawy dziecka i problemów dzieciństwa.

Od końca lat siedemdziesiątych mieszkam z rodziną na beskidzkiej wsi. W okresie zmian po roku 1989 potrzebowano tutaj jakiegoś pomysłu na wykorzystanie drewna drzew owocowych i potencjału istniejących, małych zakładów stolarskich. Pomysł na produkcję zabawek według zaproponowanych przeze mnie projektów nie został przez nikogo podjęty. Postanowiliśmy z żoną Barbarą sami stworzyć taki przykład działania i potrzebny punkt odniesienia dla innych przedsięwzięć. Postawa ta, w gruncie rzeczy, wynikała z potrzeby modelowania typowej dla naszego zawodu. Ostatecznie, tylko jako architekt mogę doszukiwać się powodów do satysfakcji z dwudziestoletniej pracy nad zabawka drewnianą (kosztowna z natury rzeczy produkcja zabawek poza Chinami, raczej nie da mi satysfakcji finansowej). Od piętnastu lat uczestnicząc w światowej wystawie zabawek w Norymberdze mogę obserwować, jak potężne, o globalnym zasięgu firmy wykorzystują i rozwijają moje pomysły pokazane tu poprzedniego roku. Pracownik naszej firmy, który w jednym ze sklepów małego bawarskiego miasteczka zobaczył wykonaną przez siebie zabawkę, przestał tam czuć się obco. Odczuwam coś podobnego, gdy widzę na ulicy Helsinek dziecko trzymające w ręku mojego drewnianego jamniczka, lub w osobie Nowozelandczyka Stevena znajduję przyjaciela, dzięki autku kupionemu przez niego w Tokio.

Drugie pokolenie zacznie niedługo bawić się drewnianymi zabawkami, które wymyślił i którym nadał formę architekt. Wydaje mi się prawdopodobne, że z tego powodu mogą pojawić się niedługo, młodzi dobrzy architekci.

Wojciech Bajor
Kraków, czerwiec 2010

fot. Anna Bajor


 
Copyright by Konrad Glos, Rafal Zub 2010